sobota, 5 grudnia 2015

Emigracja ? Dlaczego nie.



Emigracja. Zjawisko od wielu lat spotykane w naszym i wielu innych krajach. Teraz to zjawisko powiększyło się do monstrualnych wielkości, przez emigrantów z Syrii. Ale to nie o nich będzie w dzisiejszym poście. Dzisiaj będzie o pogoni za lepszym, innym, nieznanym. 
Coraz więcej młodych ludzi wyjeżdża za granicę. Polska za jakiś czas będzie krajem emerytów, jeśli już nie jest. Codziennie obserwuje ludzi, którzy ruszyli w daleką drogę za chlebem, za lepszym jutrem. Na ulicy, co drugi mówi po polsku,  na każdym rogu polski sklep, coraz więcej polskich restauracji. Jest nas wielu. W Polsce zostały rodziny, przyjaciele, nieraz małżonkowie i dzieci. Zostało wszystko co kochaliśmy, ulubione miejsca, lasy, drogi, widoki. Przyszedł czas, żeby spakować walizki i wyjechać. Nie oglądać się za siebie. Wyjechać trzeba, mimo wszystko. Raz na jakiś czas, zjechać na urlop. Też nie za długi, bo pracodawca kręci nosem. Takie są realia emigracji. Walczymy codziennie.
Wyjechałam ponad 2 lata temu. Nie w pogoni za pieniądzem (no, może to przy okazji) ,a w sprawach rodzinnych. Jestem szczęśliwa, że dostałam od losu tą możliwość. Dzięki temu mogę poznać inną kulturę, zobaczyć inne, nigdzie nie spotykane widoki,poznać wielu ludzi, których nie miałabym okazji poznać nigdzie indziej. Będąc w obcym kraju, trzeba czerpać pełnymi garściami. Nie powinno się traktować wyjazdu za granicę tylko jako dobra finansowego, bo to dobro nie zawsze się do nas uśmiecha. Trzeba normalnie żyć, w godnych warunkach, starać się ze wszystkich sił dostać pracę jaką się polubi, oraz nie odcinać się od społeczeństwa. Wiadomo, tęsknota za bliskimi i wszystkim co było dla nas drogie jest ogromna, ale nie można pozwolić, żeby była paraliżująca. Alkohol, narkotyki czy hazard nie pomogą, a ściągną na dno. Częsty widok tutaj. Skype, Facebook, tanie linie lotnicze to środki dla nas niezbędne. Wiem, że to nie to samo co przebywanie z rodziną na co dzień, ale wiem też, że to ułatwia nam życie i w miarę bezboleśnie pomaga przetrwać rozłąkę. Tutaj trzeba być silnym, bo słabsi wracają. I dobrze robią. Jeśli czują, że wyjazd za granicę nie jest dla nich, to nie ma sensu się męczyć. Mamy tylko jedno życie i trzeba robić tak, żeby przeżyć je szczęśliwym. Będąc za granicą, nie zaniedbujmy swoich pasji. Ja o swoją walczę każdego dnia. Pomaga mi mąż. Na rocznice ślubu dostałam pianino, żebym nie zaniedbywała pasji i talentu. Uwierzcie mi, taki prezent ciężko przebić. Również konie, mimo że angielskie dogadują się ze mną w tym samym języku co w Polsce.





Na początku na emigracji, trzeba się wykazać ogromną pokorą i cierpliwością, bo nic tu nie leci z nieba, ani nie jest podane na tacy. W Polsce są jednak nadal ludzie, którzy tak myślą. Wyprowadzę Was z błędu. Nie jest łatwo, ale nie warto narzekać. Trzeba umieć cieszyć się każdym dniem, zwiedzać, poznawać a przede wszystkim pokochać ten drugi kraj, w którym przyszło nam żyć. 


Też mi się zdarza narzekać, opowiadać, że chce wracać. Walczę z tym, a znajomi i rodzina pomagają. Zostanę tu dopóki nie osiągnę założonych celów. 
Wiem, że znajdą się osoby, które powiedzą, że opowiadam pierdoły, że na emigracji nie da rady być szczęśliwym.
Tym osobom z całego serca, życzę większego dystansu do życia i sytuacji, w której się znalazł :)




Pozdrawiam
Kobieta na emigracji.

środa, 2 grudnia 2015

Karpatka, nie zakalec.



Kiedy całkiem przypadkowo trafia Ci się dzień wolny, tak jak mi dzisiaj, dobrze pomyśleć o tym jak go pożytecznie spożytkować. Czasem nie warto dać się wciągnąć przez kanapowego potwora, o którym pisałam już we wcześniejszym poście. Rozejrzyj się po całym domu, zrób szybką listę rzeczy do zrobienia na dziś. Łatwiej Ci  będzie się zorganizować i nie stracisz całego dnia wolnego. Z samego rana nastaw pranie, zaściel łóżko, oczyść kuchnie i salon, a zobaczysz, że przyjemniej spędza się dzień wolny w uporządkowanym domu. Jeśli Twój dom jest już czysty, zastanów się co możesz zrobić miłego dla siebie, albo Twoich bliskich. Brak pomysłu ??
Mogę Ci dzisiaj podrzucić jeden pomysł. Karpatka. Moja przygoda z pieczeniem, a raczej podjęciem prób pieczenia karpatki zaczęła się ok. 3 lata temu i zakończyła zakalcem. Zaniechałam więc proces pieczenia karpatki, aż do dzisiaj. Moim błędem najprawdopodobniej było to, że szłam na łatwiznę. Wybierałam karpatkę tą z paczki, ale do tej pory jednak nie rozumiem dlaczego nie wychodziła. Przez ostatnie parę lata dość znacznie rozwinęłam się kulinarnie i okazało się, że karpatka pieczona domowym sposobem, od podstaw jest dziecinnie prosta. 
Przepis znalazłam w internecie, na pierwszej stronie, która mi się pokazała. Zapraszam do wypróbowania tej karpatki. Obiecuje, nie zawiedziesz się.




Karpatka:

Ciasto parzone:

* 1 szklanka wody
* 150g margaryny
* 1 szklanka mąki pszennej
* 5 jajek
* szczypta soli
* szczypta proszku do pieczenia

Masa:

* 3 szklanki mleka
* 150g masła ( w przepisie jest 300g ale wydało mi się to o wiele za dużo. Proponuje, żeby każdy dał tyle ile uważa za odpowiednie )
* 3/4 szklanki cukru
* 2 łyżeczki cukru wanilinowego
* 4 kopiate łyżki mąki pszennej
* 4 kopiate łyżki mąki ziemniaczanej (skrobia)
* 2 żółtka (ja wczoraj przez przypadek dałam 4 i jest pyszne)

Sposób przygotowania:

Wodę zagotowałam z margaryną. Garnek ściągnęłam z palnika i mieszając energicznie, dodałam mąkę. Garnek postawiłam z powrotem na palniku i gotowałam na małym ogniu, ciągle mieszając przez ok. 2-3 min, Ciasto było jednolite i ładnie odchodziło od garnka.



Ciasto przełożyłam do miski i kiedy było chłodne, miksując mikserem, dodałam po jednym jajku, szczyptę soli i proszek do pieczenia.

Ciasto podzieliłam na 2 części.
Użyłam dwie okrągłe formy, ponieważ nie mam prostokątnej. W przepisie jest napisane, że blaszka prostokątna powinna mieć wymiary ok 35x24cm. 
Blaszki wysmarowałam margaryną i obsypałam bułka tartą. Ciasto rozprowadziłam w dwóch formach.




Piekłam w piekarniku nagrzanym do temp 180 stopni C, na złoty kolor, ok 30 min.
Jeśli ciasto masz w prostokątnej formie, to musisz upiec na dwa razy. Okrągłe blaszki zmieściły się razem.



Masa budyniowa.

2 szklanki mleka i cukier zagotowałam. Pozostałe mleko wymieszałam z żółtkami, cukrem wanilinowym i mąkami. Dodałam do gotujące się mleka i szybko mieszałam, aby nie powstał grudki. Gotowałam jeszcze przez ok. 1 min. Budyń już zdąrzył zgęstnieć.
Pozostawiłam do ostygnięcia. 
Miękkie masło utarłam na puszystą masę i nadal miksując, dodawałam stopniowo budyń,



Masę rozsmarowałam na jednym cieście i nakryłam ją drugim. 


Na koniec posypałam cukrem pudrem i wstawiłam na parę godzin do lodówki. Gotowe !



                Smacznego !!



Napisała: Kasia
Zdjęcia: Kasia